Chersoń jest okupowany od trzech miesięcy. Przez pierwsze trzy tygodnie obywatele aktywnie uczestniczyli w wiecach, demonstrując całemu światu, że nikt w mieście nie chce dołączyć do Rosji. Jednak po tym, jak rosyjscy żołnierze rozproszyli demonstrantów za pomocą granatów łzawiących i hukowych, protestujący zmniejszyli swoją aktywność. Często zmieniali miejsca wieców i rzadziej organizowali protesty, ale i tak pojawiali się na ulicach z ukraińskimi flagami. Okupanci zaczęli więc porywać aktywistów, przeprowadzać rewizje w ich domach i organizować przesłuchania, chcąc znaleźć organizatorów protestów. Obecnie porywają mieszkańców miasta z powodu „podejrzanych” postów w mediach społecznościowych.
„Nie mogę już uczestniczyć w demonstracjach antyrosyjskich. To grozi utratą życia. Ale to nie znaczy, że zmieniłem zdanie. Chersoń jest częścią Ukrainy; chcemy żyć w Ukrainie” – mówi Dmytro.
Część chersończyków brała udział w protestach wraz ze swoimi rodzinami. Mieszkanka Chersonia Natalia podzieliła się swoimi przemyśleniami na ten temat:
„Mój mąż i ja byliśmy razem na pierwszych wiecach. Mamy małą córeczkę i doszliśmy do wniosku, że jeśli coś się nam obojgu stanie, to ona zostanie sierotą. Przestałam więc brać udział w protestach. Z moralnego punktu widzenia trudno opuścić. Dlatego zajęłam się edukacją innych o Chersoniu: rozmawiam z mediami o naszym życiu, aby zachęcić je do nadawania większej liczby relacji. Nie chcę, aby o nas zapomniano, chociaż tutaj w czasie okupacji wydaje się, że nikt nie mówi o Chersoniu”.
Dwa miesiące po rozpoczęciu okupacji Rosjanie wyznaczyli swoich pełnomocników i korzystali z lokali rady miejskiej. O tym, jak widzi całą tę sytuację, opowiada Oleh z Chersonia:
„Jesteśmy jak zamrożeni w czasie – dni są dość podobne. Nasze miasto spodziewało się, że za kilka tygodni wszystko się skończy, że Siły Zbrojne Ukrainy nas uwolnią. Ale minęły już trzy miesiące. Nieważne, kogo wyznaczą okupanci. Mogą robić, co im się podoba, w końcu i tak zostaną stąd wyrzuceni. Obawiam się jednak, że nie stanie się to tak szybko, jak się spodziewaliśmy”.
„Czasami wydaje się, że zostaliśmy wydani w ręce Rosji i nikt się o nas nie troszczy. Niekiedy, gdy słyszę wybuchy, mam nadzieję, że armia ukraińska jest blisko. Te zmiany nastrojów zdarzają się każdego dnia” – mówi Iryna.
Chersończyk Ołeksandr lakonicznie odpowiedział na pytanie „Czego chcą Chersończycy?”. „Chcemy Sił Zbrojnych Ukrainy. Spodziewamy się ich każdego dnia”.



















